Strony

środa, 2 lipca 2014

Robert Sowa krytykowany przez Modesta Amaro

Po wybuchu afery taśmowej nie tylko polityczni rywale chętnie komentują bohaterów kompromitujących nagrań. Z okazji do ataku na konkurencję skorzystał też Wojciech Modest Amaro, który wystawił Robercie Sowie nie najlepszą opinię.


W wywiadzie dla tygodnika "Wprost" właściciel jedynej restauracji w Polsce, która może poszczycić się gwiazdką Michelina, w lekceważący sposób wypowiedział się na temat lokalu Roberta Sowy. Stwierdził m.in., że powiązany z aferą kolega z branży od dawna kopiował jego pomysły, a popularną wśród wielu VIP-ów restaurację uznał za lokal "nie najwyższych lotów".

Choć Wojciech Modest Amaro przyznał w rozmowie z Magdaleną Rigamonti, że nagrania polityków z restauracji uderzą w całą polską gastronomię, to nie wstawił się za Robertem Sową. Wręcz przeciwnie, fatalnie ocenił poziom świadczonych przez niego usług i zasugerował, że Sowa jest za ten stan rzeczy odpowiedzialny.
- Robert Sowa firmuje tę restaurację swoim nazwiskiem. Wiedział, kim są jego goście, bo to dla nich zrobił VIP room z oddzielnym wejściem. Wiedział, że musieli rozmawiać o poważnych sprawach. Nie wiem, czy wiedział, że są nagrywani - mówi na łamach tygodnika, po czym atakuje korzystających z restauracji polityków, zarzucając im fatalny gust. 
- To, że najważniejsi politycy w państwie spotykali się w restauracji, moim zdaniem nie najwyższych lotów, w saloniku VIP-owskim, który zbyt elegancko nie wygląda, też świadczy o naszych rządzących - zauważa złośliwie, choć jak przyznał, nigdy nie był w lokalu na Dolnym Mokotowie. 
- Widziałem tylko zdjęcia. Z Robertem nie łączą nas specjalne więzi. Nie skorzystałem z zaproszenia i nie byłem na otwarciu jego restauracji. 
Dodaje jednak, że nie zazdrości Robertowi Sowie, który za sprawą głośnej publikacji "Wprost" znalazł się pod ostrzałem mediów i lupą śledczych.
- Ten styl jest poza moją wyobraźnią. Z drugiej strony, nie chciałbym teraz być w skórze Roberta Sowy - wyznaje dziennikarce tygodnika. 
Na koniec rozmowy juror "Hell's Kitchen" wysuwa najmocniejszy zarzut pod adresem właściciela restauracji.
- Przed otwarciem "Sowa i Przyjaciele" Robert Sowa bywał w "Atelier" dość regularnie i nie krył, że zżyna, kopiuje, notuje. Nie mam z tym problemu. Nie wiem, jak to się skończyło na talerzach w "Sowa i Przyjaciele" - stwierdził Amaro. 
- Ale tak naprawdę, odkąd wyciągnąłem kuchnię polską z poziomu miętolenia beretu, spuszczonego wzroku, pierogów i schabowych, wielu ludzi zaczęło mówić, że nasza kuchnia to bogactwo natury, coś fascynującego, i tacy koledzy, jak Robert Sowa, zaczęli to doceniać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za komentarz!